Współpracują z nami
11.11.2016 Niepodległościowe upalanie |
11.11.2016 Niepodległościowe Upalanie Na tegoroczne Niepodległościowe zjechało się aż 13 ekip. Byli to nasi członkowie oraz goście, których jak zawsze miło nam widzieć. Na ten dzień zaplanowaliśmy kilka nowych albo dawno nieodwiedzanych miejscówek. I tu wielkie podziękowania dla właścicieli terenów którzy wyrazili nam zgodę na wjazd. Już na dojeździe do pierwszej miejscówki pojawiły się niespodzianki. I tu pytanie. Co łączy kierowców w następujących sytuacjach - Uaz prawie na dachu i Bartkowa zmota znajdująca rów na pełnym gazie? Oczy jak pięć złotych. Po ogarnięciu jazdy figurowej docieramy na miejsce...
Zaczęliśmy od dużej żwirowni w Poninie, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Były strome podjazd, trawersy i trochę błota – tego gliniastego, które niesamowicie utrudniało jazdę. Spędziliśmy tam sporo czasu a to chyba dla tego, że każdemu brakowało jazdy. Pierwsze wklejki i już idą mechaniki w ruch. A na tym wyjeździe mięliśmy dwa do dyspozycji. Drugi przystanek to Przysieka. Tam pchamy się jak zawsze pod stromą górę. Kawalkada ma co robić, bo jazda po rozmokniętej glinie wymaga sporo umiejętności od kierowców. Auta nie słuchają kierownicy, jeżdżą tam gdzie chcą, a raz złapane w koleiny nie mają zamiaru ich opuścić. Koniec końców, tycząc nowe ścieżki, stajemy wszyscy na szczycie góry. Teraz już tylko zjazd na dół i lecimy dalej. Kolejny przystanek to Bartkowy lasek do którego dojeżdżamy drogą wiodącą wzdłuż Abisynii. Ci co troszkę już z nami jeżdżą wiedzą jak ona wygląda o tej porze roku i po obfitych deszczach. Docieramy do lasku i na miejscu okazuje się, że na sforsowanie rowu decydują się tylko dwa auta. Gelenda Marcina i Mandaryna Marka. Niestety Marek musi odpuści bo troszkę wcześniej urwał w aucie przedni napęd i zostały mu już tylko trzy robiące koła. G pokonuje rów na windzie i widząc że dalsza jazda wymagałaby wiecznego przepinania się podejmuje odwrót. Jedziemy na drugą stronę drogi. Tam niespodziankę przygotował nam Bartek. Cudny kawał torfowej łąki. Idealnej do prostej i przyziemnej wyżywki. Zaczynamy od jazdy na samym tyle ale już po chwili robi się problem by poruszać się jakkolwiek. Upalamy jak dzieci, bawiąc się w błocie. Wybawieni zbieramy się do dalszej drogi. Daleko nie mamy i już po chwili jesteśmy na górkach. Tam jednak zabawiliśmy tylko chwilę. Było już późno i piekielnie zimno, dla tego po jednym kółku podejmujemy odwrót i jedziemy do Żółtka. Miało być ognisko ale odpuściliśmy. To chyba zwykłe lenistwo bo w Żółtku nie trzeba trzymać kijka z kiełbasą nad ogniskiem. W galerii foto kilka zdjęć z tego wyjazdu. Czemu kilka? Bo duży aparat nadal był na urlopie. Poza tym zapomnieliśmy zabrać fotografa - Michał Hunter Frąckowiak wybacz. ,,,,,,,,,, ,,,,,,,,,,,,,,, a to kupka przecinków - wstawcie ,,,,,,,,,,,,,,,,,,, sobie jeśli w tekście jakiegoś brakuje :)
|