No i wreszcie są – wyniki drugiej tury Przeprawowego Pucharu Extreme Expedition. Po długim oczekiwaniu niesamowite zaskoczenie. Wielka pozytywna niespodzianka, która wieńczy 8 godzin ciężkiej walki w terenie, ale po kolei.
Jak już pisałem, 9 czerwca 2013 r. w Brodowie odbyła się 2 runda Przeprawowego Pucharu Extreme Expedition. Na starcie rajdu stanęło około 40 załóg, które zostały podzielone na 3... klasy. Wszystkie nasze załogi wystartowały w klasie Wyczyn i wszystkim udało się rajd ukończyć. Niestety nie bez problemów. Rajd był ekstremalnie wyniszczający – chyba nie było załogi na trasie, która nie borykałaby się z jakimiś problemami. To samo tyczyło się naszych ekip. Już na drugiej pieczątce w suzuce Marka Matuszczaka i Macieja Młynarza złamał się drążek kierowniczy. Ironia losu? Chyba tak. To właśnie ta załoga miała pojechać o zwycięstwo w tej edycji. Marzenia legły w gruzach kiedy okazało się, że naprawa nie będzie prosta. Demontaż zepsutej części, kilometrowy spacer do wioski, szukanie pomocy i późniejsze oczekiwanie, aż jeden z mieszkańców skończy spawać uszkodzoną część, podróż powrotna i montaż naprawionej części zajął załodze ponad dwie godziny. Na próbie nie został już nikt. Wszyscy pojechali dalej. Niestety nie udało się już odrobić straconego czasu przez co dojeżdżając na każdą kolejną próbę okazywało się, że nasza załoga znów zdana jest tylko na siebie. Jedna zabawna rzecz w tej całej sytuacji to słowa sędziów, którzy widząc jak późno docieramy na kolejne próby mówili, że legenda o nas i o naszej awarii była już na oesie i poleciała dalej nawet na nas nie czekając. W tym miejscu należy podkreślić jedną ważną rzecz. Jadąc zupełnie samemu, walcząc o pieczątki bez żadnej asekuracji nie mówimy już o rajdzie, o ściganiu się - to jest wypruwanie sobie żył przy zdobyciu każdej kolejnej pieczątki. To co jadąc w grupie innych zawodników jest tylko formalnością jadąc samemu staje się mega wyczynem. Wtedy nie ma miejsca nawet na najmniejsze błędy, wtedy kończy się przyjemność ze ścigania. W taki sposób objechaliśmy 3 oesy zdobywając prawie wszystkie pieczątki, oprócz jednej. Przy pierwszej pieczątce czwartego oesu stało się najgorsze. Rozsypał się przedni napęd. To był koniec naszej mozolnej walki. Pozostało nam już tylko dojechać do mety rajdu i to na tyle szybko, aby zmieścić się w limicie czasu i nie dostać taryfy za spóźnienie. Udało się. Zdanie karty – minuta przed czasem. Pierwsza myśl – jest źle. Druga myśl – wypadliśmy z walki o puchar, myśli od trzeciej do …. - mamy dość i chcemy do domu. Nie tylko nam (załodze Marek, Maciej) szło pod górkę. Już na pierwszym oesie problemy z napędem spotkały Piotra Politowskiego, które nasilały się wraz z kolejnymi przejechanymi kilometrami. Niestety koniec końców Piotr stracił przedni napęd. Drugi oes to pęknięta tarcza hamulcowa u Romka Politowskiego. Naprawa pozwoliła na kontynuowanie jazdy, jednak przed drugim oesem także Romek traci napędy. Niestety jazda na samym tyle nie pozwoliła nawiązać równorzędnej walki z resztą zawodników. Kolejny Raptorowy kierowca, który wystartował w Wiosennych Wertepach to Patryk Tomczak. Jego również nie ominęły kłopoty. Podczas wyciągania z przeszkody jego jeep wylądował na boczku. Na szczęście nic nikomu się nie stało. Jedyne szkody to zarysowany lakier i uszkodzony dach auta. Mikołaj Kaczor, Robert Kaczor zaliczyli wtopę w bagnie, która unieruchomiła ich na jakieś 3 godziny. W końcu po wyszarpaniu samochodu okazało się, że wszędobylskie błoto dostało się wszędzie (nawet do silnika) co spowodowało jego śmierć. Z naszej ekipy wystartował też Eugeniusz Gromnicki. On jako jedyny może powiedzieć, że rajd udało mu się przejechać bez większych problemów. No ale teraz najważniejsze – wyniki. 25 miejsce Mikołaj Kaczor – Robert Kaczor 17 miejsce Patryk Tomczak – Daniel Tomczak 14 miejsce Piotr Politowski – Robert Politowski 13 miejsce Roman Politowski – Michał Politowski 10 miejsce Eugeniusz Gromnicki - Jerzy Stankowiak 4 miejsce Marek Matuszczak – Maciej Młynarz Na koniec tej notki – zupełnie ode mnie- kiedy Marek zadzwonił do mnie z informacją o zajętym miejscu cieszyłem się jak dziecko. Sam nie wiem czy większą od radości z zajętego miejsca nie była radość z tego, że cały włożony trud w przejechanie trasy, ta cała walka i wypruwanie sobie żył opłaciły się i przyniosło to tak świetny efekt....
Właściciel praw do zdjęć i ich autor to www.zombizone.pl
         
|